sobota, 16 marca 2013

Smoki, rycerze i czarownice, czyli nauczanie przez projekt i tworzenie sytuacji edukacyjnych


Propozycja profesora Leszka Szarzyńskiego i zaproszenie do udziału w projekcie „Z uniwersytetem na Ty” w 2005 roku przyszła w momencie moich poszukiwań nowych form dydaktycznych, związanych z coraz wyraźniejszymi przemianami cywilizacyjnymi. Propozycja ta pojawiła się w momencie mojej konstatacji sensu istnienia kół naukowych i poszukiwania nowej inspiracji (czytaj więcej). Orneckie spotkanie „Z Uniwersytetem na ty” było intrygującym i twórczym spotkaniem. Moim intelektualnym „wkładem” było wieloletnie doświadczenie pracy w kołach naukowych wraz z coraz silniejszym „niedosytem” dyskusji nowych wyzwań edukacyjnych. W rezultacie finalny efekt był spotkaniem różnych doświadczeń i koncepcji oraz nieoczekiwanych rezultatów twórczego procesu współpracy ze studentami oraz samorządem miasta Ornety. Współobecność muzyki i sztuk plastycznych okazała się znakomitym dopełnieniem dotychczas realizowanych pokazów przyrodniczych i badań terenowych.
Smok za butelkę :). Butelkę ja malowałem, znalezioną gdzieś w lesie w czasie akcji ze studentami.

Po wielu latach aktywności w studenckich kołach naukowych (jako student oraz jako opiekun), w połowie pierwszej dekady XXI w. zastanawiałem się nad sensem kół naukowych oraz poszukiwaniem nowych form kształcenia ważnych umiejętności. Właśnie w takim momencie rozterek i poszukiwań pojawiła się propozycji prof. Szarzyńskiego i możliwość „przetrenowania” zupełnie nowej możliwości. W sumie było to zrealizowanie projektu w grupie interdyscyplinarnej (studenci innych wydziałów) jak i poza murami uniwersytetu. Miało to być działanie „na prawdę”, a nie tylko „na zaliczenie akademickie”.

W tym czasie dwie sprawy związane z wiedzą przykuwały moją uwagę. Pierwsza to coraz częściej pojawiające się informacje o przenoszeniu do Polski laboratoriów różnych firm. Polacy są dobrze wykształceni, kreatywni i... stosunkowo tani. Tak samo dobrzy jak specjaliści z Europy Zachodniej, ale jednocześnie godzący się na niższe pensje. Wysiłek Polaków ostatnich 15 lat skierowany na własną edukację przynosił rezultaty. W pierwszej dekadzie XXI w. mieliśmy 5 razy więcej studentów przy miej więcej takich samych nakładach z budżetu na kształcenie wyższe (ale dużym wkładem były prywatne pieniądze studiujących zaocznie i na uczelniach niepaństwowych). Już nie tylko najlepsi emigrują za chlebem, ale Polska traktowana jest jako zagłębie „surowcowe” gospodarki opartej na wiedzy.

Drugim faktem były badania ostatnich lat nad ludzką inteligencją i sukcesem zawodowym. Przez wiele lat gloryfikowaliśmy zdolności intelektualne mierzone testem IQ. Okazało się jednak, że szkolni prymusi i osoby z wysokim IQ wcale statystycznie nie odnoszą większych sukcesów zawodowych. Nie samymi wiadomościami człowiek żyje. Okazało się, że bardzo ważna jest także inteligencja emocjonalna. O sukcesie życiowym decyduje również zdolność pracy w grupie, umiejętność nawiązywania kontaktów i radzenia sobie z problemami.

Jak więc kształcić naszych studentów? I czego i uczyć? Czy nasi prymusi będą także prymusami w życiu zawodowym, czy będą ludźmi szczęśliwymi? Jest to pytanie o misję uniwersytetu i strategiczne cele kształcenia. W tym miejscu przypomina mi się pewna bajka (edukacyjna).

Było to dawno, dawno temu. Pewien zdolny chłopak zgłosił się do kowala na naukę, tego trudnego acz popłatnego zajęcia. Przez kilka lat uczył się pilnie pod czujnym okiem swojego mistrza. Nauczył się biegle wywijać młotem, wykuwać podkowy, lemiesze, miecze, i zbroje. Zdobywszy te umiejętności ruszył w świat szukać pracy. Pokazując swoje wyroby, szybko znalazł pracę w książęcym zamku. Zaprowadzono go do zamkowej, dobrze wyposażonej kuźni. I dostał zlecenie. Jednakże po kilku dniach młodego kowala przepędzono precz. Okazało się, że nauczył się wielu różnych rzeczy, ale zabrakło mu najważniejszego: nie nauczył się rozpalać kowalskiego paleniska… Stracił pięć lat na naukę a został bezrobotnym. 

A czy nasi studenci, opuszczający mury UWM w Olsztynie, nie są aby takimi niedouczonymi kowalami? Cóż po wielkiej wiedzy w głowie, kiedy nie wiadomo jak ją zastosować? Nasz region łaknie młodych kadr, młodych i profesjonalnych Judymów i Siłaczek, którzy nie tylko znajdą pracę, ale stworzą miejsca pracy dla innych. Czy UWM jest (lub ma szansę być) tryskającym źródełkiem takiego właśnie potencjału intelektualnego, gaszącego „pragnienie” wymierającej prowincji i potencjału zwabiającego inwestorów zagranicznych?

Niektórych umiejętności nie sposób nauczyć się tylko słuchając wykładów. Najpełniejsza nauka, to nauka przez działanie. Czy biologowi wystarczy głęboka wiedza o bakteriach, roślinach, genach, owadach czy ekosystemach? A co z umiejętnością współpracy w grupie, umiejętnością organizacji i kierowania pracą zespołu, a co z własną autoprezentacją i poszukiwaniem funduszy na realizację projektów?

Doskonałą okazją do realizacji wyżej wymienionych wyzwań edukacyjnych był udział w spotkaniach „Z uniwersytetem na Ty”, organizowanych przez prof. Leszka Szarzyńskiego i Urząd Miasta i Gminy w Ornecie. Po wstępnych rozmowach, w ramach realizacji typowego projektu, w ciągu niespełna trzech tygodni wspólnie ze studentami stworzyliśmy program spotkania ph. „Rycerze, smoki i czarownice czyli przyroda Ornety od średniowiecza do współczesności”. Realizacja odbyła się 7 czerwca 2005 r. Była to znakomita okazja do promocji uczelni, uniwersytetu trafiającego „pod strzechy”. Ale przede wszystkim było to procentujące doświadczanie edukacyjne dla mnie jako nauczyciela akademickiego. Miałem okazję samemu w pełni uczestniczyć, obserwować studentów w trakcie zajęć, a potem przez ponad rok obserwować efekty dydaktyczne. Niektóre z nich są zaskakujące i nieoczekiwane. Były wykłady, pokazy, koncert, wystawa owadów, pokaz i współuczestnictwo w malowaniu butelek, wywiady dla radia, pisanie artykułów. Tylko część rezultatów „okrzepła” w samej Ornecie. To właśnie w Ornecie nauczyłem się malowania butelek...

W naszym regionie jest wiele miejscowości, które potrzebują nowych pomysłów, inspiracji na własną promocję i aktywizację lokalnych społeczności. Młodzież nie powinna uciekać w świat, szukając czegoś dla siebie. Uniwersytet nie powinien jedynie zasysać najzdolniejszych, „eksportując” ich dalej za granicę. Misją Uniwersytetu jest intelektualne zasilanie owej „prowincji”. To jest drugi powód, dla którego inicjatywę prof. L. Szarzyńskiego przyjąłem z uznaniem i zachęciłem do włączenia się studentów biologii.

Studenci z mojego Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Ekologów brali już udział w różnorodnych projektach i przedsięwzięciach. Ale nauki nigdy dość, tym bardziej, że ciągle przychodzą nowi. Im też warto stworzyć dogodną okazję do nauki przez działanie oraz przybliżyć do potencjalnego pracodawcy. Spotkanie w Ornecie umożliwiło współpracę także z Kołem Naukowym Mikrobiologów, studentami z Wydziału Kształtowania Środowiska i Rolnictwa oraz Wydziału Nauk Społecznych i Sztuki... jak również z młodymi dziennikarzami z Radia UWM-FM. Nawiązane kontakty procentowały w przyszłości.

Nasz region żyje z turystyki. Brakuje jednak jeszcze wystarczającej i bardzo atrakcyjnej oferty turystycznej. Orneta – tak jak i reszta regionu – poprzez zabytki może nawiązywać do średniowiecza. Przyrodnik może zadać pytanie: jak wtedy ludzie żyli, jaka wtedy była przyroda? Czy średniowieczni rycerze, mieszczanie i chłopi słuchali takich samych ptaków, oglądali takie same jak dziś gatunki roślin i zwierząt? Przyroda od tego czasu mniej lub bardziej się zmieniła. Tym zajmują się botanicy, zoolodzy, ekolodzy. Żeby móc opowiadać o lokalnej przyrodzie, atrakcjach i ciekawostkach… trzeba wiedzieć co żyje wokół nas. Potrzebna jest więc inwentaryzacja przyrodnicza. Lokalnym samorządom w zdobyciu tej wiedzy pomóc może UWM w Olsztynie.

W klimat średniowiecza wprowadzili muzyką studenci z Wydziału Nauk Społecznych i Sztuki. O rycerzach opowiadał Witold Szczepański, biolog a „po godzinach” członek olsztyńskiego bractwa rycerskiego. Przy wsparciu swojej damy serca opowiadającej o księżniczkach i czarownicach, a przy okazji o agroturystyce. Nie obyło się też bez konkursów zręcznościowy dla uczniów. W herbie Ornety jest smok. Ważki – to owady wodne powszechnie znane. Ich angielska nazwa to dragonfly - latające smoki (lub smoko-muchy)! Są więc wokół nas żyjące współcześnie „smoki”. Nie porywają już księżniczek, ale są równie ciekawe i intrygujące. Studenci nie tylko opowiadali o świecie owadów i ich bajkowych nazwach, ale również demonstrowali owady żywe i w zasuszone w gablotach. To przyciągnęło uwagę nie tylko najmłodszych.

Podobno w okolicach Ornety spalono na stosie ostatnią czarownicę z Warmii. Z czarownicami kojarzą się zioła, mikstury i trucizny. To dobry pretekst, aby o powiedzieć o leczniczych właściwościach ziół. O innych, niewidocznych gołym okiem „szkodnikach” opowiedzieli studenci z Koła Naukowego Mikrobiologów, serwując prawdziwy jogurt i różne gatunki sera, a na szalkach pokazując różne szczepy bakterii.

Współczesnym problemem naszego regionu są rosnące góry śmieci. Do współczesnego stylu życia niezbędną jest umiejętność i przyzwyczajenie do recyklingu i selektywnej zbiórki odpadów. W wielu miastach jest to już codziennością. Co można zrobić dla najbliższej okolicy, aby była czysta i atrakcyjna turystycznie? Można na przykład posprzątać dzikie zakątki przyrody. Czy stara butelka nadaje się tylko na wyrzucenie do lasu? Nie, można wykorzystać ją jako surowiec malarski i zrobić ozdobę. W czasie spotkania studenci nie tylko opowiedzieli o recyklingu i reusingu (powtórne użycie), ale poprowadzili warsztaty malarskie, pod czujnym i wprawnym okiem p. Grażyny Borys. We wzornictwie dominowały oczywiście rośliny i owady.

A po co to wszystko? Aby pokazać, jak wiedza zdobyta na uniwersytecie, może być zamieniona na praktyczną ofertę turystyczną.

Pomysł ze smokiem zaowocował później wspólnym przedsięwzięciem w 2006 roku w Ornecie: malowaniem smoków zmodyfikowaną techniką batiku, a następnie licytacją namalowanych przez orneckich „vipów” dzieł w czasie dnia Ornety w Olsztynie (Olsztyńskie Lato Artystycznie). W rezultacie pomysł zaczął funkcjonować jako „markowy produkt turystyczny” in statu nascendi. Być może już niedługo turyści przyjeżdżać będą do Ornety posłuchać i oglądać rycerzy w czasie walk, uczestniczyć w sabacie czarownic, poradzić się w sprawie ziół na wątrobę, miłość i na psa urok (a może samodzielnie pozbierać w pełni księżyca?). W końcu można będzie podglądać przyrodę z żywymi „smokami” włącznie. Czy można podglądać świteziankę dziewicę? Można, bo to nazwa jednego gatunku ważki. Na koniec kupić sobie coś na pamiątkę z lokalnego rękodzieła: gliniane garnki, malowane butelki ze „średniowieczną” zawartością (kwas chlebowy, piwo domowe, miód pitny czy sok z malin albo cudowna mikstura na kurzajki).

Po wielu latach ten kierunek poszukiwań intelektualnych zaowocował tworzeniem z Wydziałem Humanistycznym kierunku dziedzictwo kulturowe i przyrodenicze.

W Ornecoe studenci mieli okazję poznać swoje możliwości. Kilkakrotnie musieli improwizować. Myślę, że teraz odważą się na kolejne już większe wyzwania – bo wiedzą, że poradzą sobie w trudnych i stresowych sytuacjach. Niektórzy po raz pierwszy stanęli przed reporterskim mi-krofonem i trema paraliżowała. Następnym razem z pewnością będzie łatwiej. Tej wiedzy nie zdobyliby na żadnych, nawet wielogodzinnych wykładach. Bo można wiele mówić o miłości, ale kto nigdy nie kochał i nie był kochany i tak nie będzie rozumiał tego słowa...

Wielogodzinny wysiłek studentów opłacał się (choć z tego nie będzie żadnego zaliczenia ani oceny). Już na drugi dzień pojawiły się pierwsze oferty. Intelektualny ferment uniwersytetu trafił pod kolejne „prowincjonalne strzechy”. A ja ugruntowałem swoje przeświadcznie, ze warto właczać nauczanie metoda projekty w codzienną, uniwesytecką dydaktykę.

Ornecki projekt  i nasz udział został opiany w książce Stanisława Achremczyka "Orneta. Dzieje miasta", wydanej w 2006 roku.

A także w eseju, opublikowanym w Forum Akademickim (Czachorowski S., 2005. Smoki, rycerze i czarownice. Forum Akad., 11: 40-42.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz