środa, 8 maja 2013

O tym jak nauczyłem się kreatywności

(W czasie zbiorowego malowania, zainicjowanego przez prof. Geno Małkowskiego, fot. W. Brudek http://www.olsztyn24.com/?)
W czasach nadmiaru i pośpiechu kreatywność jest w cenie, bo jest zagrożona i deficytowa. Natłok informacji i łatwy do nich dostęp, m.in. dzięki internetowi, sprawia, że ślizgamy się jedynie po powierzchni. Brakuje nam czasu na wyciszenie, kontemplację i rozwój kreatywności. 

Bez wątpienia kreatywność jest moją mocną stroną. Czasem przeszkadza, bo w głowie rodzi się zbyt dużo pomysłów, których potem nie jestem w stanie zrealizować (np. spisać w formie publikacji). Tylko w pracy zespołowej, te poczęte ale nie narodzone pomysły, mają szansę być zrealizowane...

Ja miałem to szczęście, że młodość przypadła na  biedne czasy. Zdecydowaną większość zabawek trzeba było wymyślić i zrobić sobie samodzielnie. Podobnie z zabawami. Nie było gotowych i pięknych opowieści w 3D czy gier komputerowych. Wakacje spędzałem na wsi. Tam też zabawek nie było. Ale można było robić zamki z gliny i osiedla lepiankowo-pueblowe nad rzeką, karabiny z patyka, bawić się w dom rzeczami ze złomu i budować domek na drzewie czy szałas z tataraku. Przyroda i "nuda" sprzyjała rozwojowi kreatywności.

(Z efektem mojej pracy - malowaną butelką. Zdjęcie powstało dla potrzeb jakiegoś wywiadu do prasy)
Już od przedszkola dużo rysowałem (tak jak większość dzieciaków), w zeszytach i na luźnych kartkach. Złożony rysunek, niczym wielowątkowy, jednostronicowy komiks czy panorama, powstawał stopniowo. Był jak współcześnie film przygodowy lub gra komputerowa. Tyle  że tworzony samodzielnie. W tamtym czasie w telewizji było dużo filmów wojennych, z Czterech Pancernych i Pies na czele. Było więc sporo rozwijających się w czasie rysunków z frontu, z czołgami, wybuchami. Zabawą było rysowanie, czasem ołówkiem czasem kredkami. Potem ludzików zastępowały myszki i szczurki, czyli były to fantazyjne wojny światów i wymyślanie zupełnie nowych cywilizacji, inspirowanych przyrodą. Teraz mamy gotowe gry komputerowe z postaciami i fabułą wymyśloną do końca. Gotowe do konsumpcji ale nie do kreatywności i nie do tworzenia własnych światów.

Moja mama była krawcową. Była więc w domu kalka techniczna. Tworzyliśmy nowe postacie - odkalkowane postacie z książek (np. rycerze z podręczników do historii), potem ich kolorowanie kredkami. Bardzo dużo pracy i czasu na przygotowanie zabawek. Ale zabawą było tworzenie a nie tylko wykorzystywanie do zabaw. Potem wycinaliśmy takie figurki i bawiliśmy się, tak jak obecnie młodzi ludzie bawią się żołnierzykami czy w najróżniejszych grach komputerowych różnorodnymi wirtualnymi postaciami. Wtedy musieliśmy wymyślić sobie zarówno postacie jak i historie. Po latach uświadamiam sobie, że w ten sposób ćwiczyłem wyobraźnię, umiejętność rysowania oraz tworzenie historii (opowiadanie). Inspiracją do zabaw i tworzenia postaci były książki. Lektura rozwija myślenie abstrakcyjne i wymaga skupienia, odizolowania się od świata, wewnętrznego wyciszenia. To sprzyja kreatywności.
(Malowanie na szkle i akcja z białym sznureczniem - stop narzekaniu)

Chyba w liceum zacząłem swoje pierwsze poważniejsze próby z rysowaniem i malowaniem sztalugowym. Chodziłem do ZOO by tam szkicować zwierzęta. Trafiłem do domu kultury, gdzie nauczyłem się podstaw warsztatu malarskiego. Tak powstały moje pierwsze obrazy olejne. W czasach licealnych pisałem wiersze. Stylistycznie podążając za epokami i utworami "przerabianymi" na lekcjach z języka polskiego. W liceum był i szkolny kabaret, szkolna gazetka ścienna. Były to pierwsze poważniejsze próby tworzenia, łącznie z debiutem w Szpilkach.

Wyćwiczona ręka i umiejętność rysunku bardzo przydawały się zarówno w klasie biologiczno-chemicznej jak i na studiach biologicznych. Bo biolog notuje rysując. Teraz oczywiście jest dużo łatwiej - bo szybko można zrobić zdjęcie, także i spod mikroskopu. Łatwo i szybko, ale mniej rozwija kreatywność.

(Malowanie smoków w Ornecie, technika uproszczonego batiku)

W czasie studiów kreatywność rozwijałem nieświadomie i przy okazji udzielając się w wolontariacie w studenckim Radiu Emitor, Klubie Docent itd. Na początku pracy zawodowej poszedłem na kurs szybkiego czytania Mind-Maping. Poza umiejętnością szybkiego czytania najważniejszym efektem było dalsze ćwiczenie kreatywności. 


(wspólne malowanie na olsztyńskim rynku)
Przed kilku laty wróciłem do malowania. Tym razem na szkle. Łącząc to z filozofią recyklingu i przywracania rzeczom wyrzuconym wartości i piękna. Łączyłem dydaktykę z własna ekspresją. Odkrywałem, że człowiek lubi tworzyć, nawet jeśli są to tylko pierogi czy kapuśniak lub skopana grządka w gródku.


(Decoupage w Lamkowie - w roli ucznia)
Naukowiec ze swej natury musi być kreatywny. A uprawianie prawdziwej nauki wiąże się z ćwiczeniem kreatywności. Potrzeba tylko odrobiny wyciszenia i co jakiś czas "suszenia sieci". Rozmyślanie nad zebranymi danymi, pisanie publikacji, esejów, częste wykłady i referaty dla różnego grona odbiorców, nieustannie ćwiczą w wyszukiwaniu relacji między różnymi elementami, wyszukiwani podobieństw, ćwiczą w uogólnianiu i syntetyzowaniu. 

Na dodatek jestem ekologiem. Paradygmat ekologiczny to dostrzeżenie kontekstowości i relacji między różnymi elementami. Wszystko ze wszystkim i wszystko ze wszystkiego. To połączenie paradygmatu ekologicznego i ewolucyjnego. Kreatywność sprzyja badaniom naukowym, a badania naukowe i dyskusja sprzyja kreatywności. 

Kolejnym ćwiczeniem kreatywności były staże w przedsiębiorstwach i współpraca z szeroko rozumianą gospodarką.

(spotkanie w Collegium Copernicanum, fot. Z. Wojciechowska)


1 komentarz: