sobota, 11 maja 2013

Od newslettera do bloga

Dawno, dawno temu ludzie ze sobą głównie rozmawiali. Wymagało to bezpośrednich kontaktów. Wiedza gromadzona była w głowie i w pamięci. Z czasem zaczęto pisać książki, stanowiące niejako podsumowanie i zebranie całej wiedzy na dany temat. Zbieranie danych do książki i samo jej pisanie zajmowało dużo czasu.

Pierwsza strona newslettera Aretuza, poświęconego
interdyscyplinarnym badaniom źródlisk.
Później naukowcy zaczęli pisać do siebie listy. Umożliwiło to dialog na odległość. Z czasem z listów powstały typowe czasopisma naukowe, relacjonujące pojedyncze odkrycia i obserwacje lub powstające hipotezy i teorie. Przyspieszyło i rozszerzyło to znacznie obieg informacji naukowych. A w konsekwecji przyspieszyło rozwój nauki i postęp technologiczy. Proces ten możliwy był dzięki taniej produkcji papieru i powszechmego wykorzystania prasy drukarskiej. Książki i podręczniki nadal były elementem podsumowującym i scalającym wiedzę. Książki zgromadzone w bibliotekach nadal były głównym i najważniejszym repozytorium wiedzy całej ludzkości.
Końcowa strona newslettera Aretuza, ze stopką redakcyjną.
Cykl wydawniczy czasopisma trwał wiele miesięcy (pamiętam ten proces z początków mojej pracy zawodowej). Napisanie na maszynie tekstu, wysłanie do redakcji, przekazanie do recenzji, przesłanie uwag recenzetów do autora, poprawki i uzupełnienia, ponowne przepisanie i wysłanie do redakcji, łamanie tekstu, drukowanie. W gorącym i stale przyspieszającym XX wieku ta solidna powolność stała się niewystraczająca. Zwłaszcza, że nauka stawała się coraz bardziej globalna i międzynarodowa. Naukowcy spotykali się na konferencjach i sympozjach, gdzie mogli na bieżąco wysłuchać referatów i obejrzeć postery, czyli zapoznać się z najnowszymi pracami kolegów po fachu. Między konferencjami komunikowali się poprzez stale rosnącą liczbę różnorodnych i coraz bardziej specjalistycznych czasopism naukowych: roczników, półroczników, kwartalników. Miesięczniki naukowe to niezwykła rzadkość i raczej odnoszą się do aspektów upowszechniania i popularyzacji wiedzy.

Wraz z pojawieniem się kserokopiarek powstały newslettery (głowna zaletą była szybkośc i częstość wydawnia). Mała poligrafia z kserokopiarką w tle otworzyła naukowcom nowy i jeszcze szybszy sposób komunikacji. Newslettery to mniej nobliwe czasopisma naukowe do szybkiej wymiany myśli i informacji. Ja po raz pierwszy spotkałem się z takim newsletterem w formie "Trichoptera Newsletter", wydawanego przez prof. Hansa Malicky'ego z Austrii, a przeznaczonego dla trichopterologów z całego świata (jest nas niewielu, może jakieś 300-400 osób na całym świecie). Były tam zamieszczane adresy naukowców, spisy najnowszych publikacji, informacje o konferencjach, spotkaniach, stażach oraz krótkie doniesienia. Czyli wszystko to, co niezbędne było do codziennej pracy i poszukiwań materiałów źródłowych. Z czasem ten newsletter zmienił się w typowe czasopismo - rocznik Braueria. Później korzystałem z newslettera bentologicznego DNO.
Pierwsza strone newslettera Trichopteron.

Ostatnia storna newslettera, ze stopką redakcyjną.
Sam również zainicjowałem i wydawełem kilka newsletterów, składanych już na komputerze i w prostych edytorach tekstu. Komputery jeszcze bardziej ułatwiły małą poligrafię. Wszystko, łącznie ze składem i wydrukiem, można było zrobić samemu w pokoju na uczelni. Najpierw był to newsletter informacyjny Regionalnego Centrum Edukacji Ekologicznej, potem już bardziej naukowa Aretuza, która poświęcona była interdyzcyplinarnym badaniom źródlisk Polski. Newsletter Aretuza służyl przygotowaniu konferencji i wydaniu monografii. Drugim, najdłużej wydawanym newsletterem naukowym, był Trichopteron, który z czasem przerodził się w newsletter międzynarodowy (poza wersją papierową był głownie udosteniany w wersji pdf na różnych stronach internetowych). W międzyczasie - w ramach współpracy z wydawnicwtem edukacyjnym, redagowałem newsletter dla nauczycieli - "Żołędziakowe ABC". Był to newsletter o dużym nakładzie i drukowany w drukarni a nie małej poligrafii na drukarce koputerowej i kserokopiarce. Był jeszcze newsletter rodziny - Czachorowiada -służący poszukiwaniom genealogicznym.

Upowszechnienie się internetu stworzyło zupełnie nowe możliwości. Tradycyjne listy zastąpione zostały szybką i tanią pocztą elektroniczną a robocza dysksuja naukowa zaczęła się systematycznie przenosić do internetu. Powstawały różnego rodzaju fora dyskusyjne (sam załozyłem dla chruścikarzy). Obecnie rozwijają się specjalistyczne portale społecznościowe. Nawet na Facebooku jest międzynarodowa grupa trichopterologów).

Internet przejmuje także rolę repozytoriów wiedzy. Przykładem jest Wkipedia (sam się tam udzialam, m.in tworząc hasła poświęcone chruścikom i hydrobiologii) i projekty pokrewne czy rodzimy portal Przyroda Warmii i Mazur, rozwijany przez olsztyński oddział PTTK (współtworzę treści przyrodnicze jako członek redakcji). Już nie jedna książka ale baza wiedzy. Naukowcy również wykorzystują te możliwości, tworząc specjalistyczne bazy danych i informacji. W odniesieniu do chruścików jest to np. Trichoptera World Checklist.

Moje newslettry, które redagowałem i wydawałem:
  •  „Biuletyn RCEE” w Olsztynie (9 numerów, 1997-99), 
  • „Aretuza” (5 numerów, 1997-99), 
  • „Żołędziakowe ABC” (2000-2001, 5 numerów, ISBN 83-7140-150-4),
  • "Czachorowiada" (cztery numery w 2002 roku)
  • „Trichopteron” (2002-2007, 24 numery, ISSN 1733-5558 ).
Newsletter rodu Czachorowskich, Czacharowskich i Ciachorowskich,
wywodzących się z mazowieckiego Cachorowa. 

Doskonalenie się technologii IT i coraz lepsze oprogranmowanie sprawiło, że i newslettery stały się przestarzałe. Jeszcze szybszym i wygodniejszym sposobem komunikacji naukowej stały się blogi, w tym blogi naukowe. Komunikacja naukowa coraz bardziej przenosi się do internetu. Coraz więcej czasopism nie tylko tworzy wydania elektroniczne ale niektóre rezygnują już całkowicie z wersji papierowej. Podobnie z książkami i e-bookami. Natomiast zupełnie nowym zjawiskiem są różnorodne internetowe  bazy wiedzy, stale uzupełniane i aktualizowane. Nie wiadomo jak te nowości liczyć w dorobku naukowym, bo nie mieszczą się w utartych schematach punktacji i wartościowania wkładu naukowego. Osobiście sądze jednak że zamiast dostosowywac swa aktywnosć do utartych schematów i dobrze nagradzanych, lepiej poszukiwać czegoś nowego i awangardowego. Nawet jeśli jest to kosztem bieżącej oceny zawodowej i kosztem awansu. Przecież głównym celem pracy naukowej jest nieustanne poszukiwanie i praca dla przyszłości. Dziś niezrozuiałe i poza schematami, jutro "na topie".

Po doświadczeniach z newsletterami ostanio przerzuciłem się na blogi naukowe. Świat zmienia się jednak tak szybko, iż nie wiem czy jest to ostatnie słowo czy też za kilka lat dyskusja naukowa nabierze zupełnie innego wymiaru i nośnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz