piątek, 31 maja 2013

Chruściki wód bieżących Polski

(Rzeka Narewka, fot. L. Pietrzak)
Chruścikami wód płynących zainteresowałem się jeszcze na studiach. Dołączyłem do badań nad bezkręgowcami wodnymi rzeki Pasłęki. Tak powstała moja praca magisterska, poświęcona chruścikom rzeki Pasłęki. Póżniej jeszcze kilkakrotnie wracałem do badań różnych typów wód płynących: strumieni, górskich potoków, rzek dużych i małych.

Ostatnio zebrało się sporo materiału z rzek całej Polski. Przymierzam się do syntetycznej monografii na ten tamat, z uwzględnieniem aspektu biomonitoringu.
(Rzeki i strumienie Puszczy Białowiesiej)
Strefowośc w ciekach i wodach stojących, schema z jednej z moich publikacji. Strzałkami zaznaczone kierunki migracji fauny, co miałoby tłumaczyć obecnośc gatunków przypadkowych w danych strefach.

Schemat sukcesji w rzece (z mojej publikacji), porównywane do sukcesji w jeziorze (inny schemat).


Ważniejsze dotychczasowe publikacje, odnoszące się do chruścików wód bieżących
  • Czachorowski S., 1988. Caddis larvae (Trichoptera) of the River Pasłęka (Northern Poland). Acta Hydrobiol., 30 (3/4): 393 - 409. 
  • Czachorowski S., 1989. Differentiation of the Hydropsychidae larvae (Insecta, Trichoptera) in the Pasłęka River as a result of avoidance of trophic competition. Pol. Arch. Hydrobiol., 36, (1): 123 - 132. 
  • Czachorowski S., 1993. Siedliskowe rozmieszczenie larw chruścików (Trichoptera) w Karkonoszach. W: Geoekologiczne problemy Karkonoszy, część II. (red. J. Sarosiek) Ekologia roślin i zwierząt. Wyd. Uniw. Wrocław., str.: 245-251. 
  • Czachorowski S., K. Lewandowski, A. Wasilewska. 1993. The importance of aquatic insects for landscape integration in the catchment area of the River Gizela (Masurian Lake District, North-eastern Poland). Acta Hydrobiol., 35: 49-64. 
  • Czachorowski S., 1995. Chruściki (Trichoptera) Bagien Biebrzańskich - wyniki wstępnych badań. Fragm. faun., 37: 427-438. 
  • Czachorowski S., M. Moroz, 1997. Materiały do znajomości chruścików (Trichoptera) Białoru-si. Przeg. przyr. 8: 113-120. 
  • Czachorowski S., 1997. Pierwsza informacja o chruścikach Trichoptera Ziemi Lubuskiej. Przeg. Przyr. 8:145-146. 
  • Czachorowski S., O. Alexandrovich, P. Buczyński, A. Kurzątkowska, R. Stryjecki, 1998. Mate-riały do znajomości owadów i pajęczaków rezerwatu “Las Warmiński” (Pojezierze Olsztyńskie). Parki nar. i Rez. przyr., 17: 75-86. 
  • Czachorowski S., P. Buczyński, 1999. Uwagi o chruścikach (Insecta: Trichoptera) Poleskiego Parku Narodowego i jego okolic. Parki Nar. i Rez. Przyr.,18: 103-110. 
  • Raczyńska M., J. Żurawska, S. Czachorowski, 2000. Chruściki dwóch rzek Niziny Szczecińskiej (północno-zachodnia Polska). Przeg. Przyr., 11: 15-23. 
  • Czachorowski S., P. Buczyński, R. Stryjecki, 2000. Chruściki (Trichoptera) Parku Krajobrazowego Lasy Janowskie. Parki Nar. Rez. Przyr., 19: 65-84. 
  • Czachorowski S., K. Frąckiel, 2003. Nowe i prawdopodobnie jedyne stanowisko Semblis phalaenoides (Linnaeus, 1758) (Trichoptera: Phryganeidae) w Polsce. Wiad. entomol., 22 (3): 169-172. 
  • Czachorowski S., P. Buczyński, 2004. Chruściki w krajobrazie rolniczym: larwy Trichoptera Krzczonowskiego Parku Krajobrazowego (południowo-wschodnia Polska). Parki nar. Rez. Przyr., 23: 93-110. 
  •  Piotrowska K., S. Czachorowski, 2004. Ekologiczna charakterystyka rozmieszczenia chruścików (Trichoptera) Doliny Narwi w okolicach Łomży i Wizny. Wiad. Entomol., 23 Supl. 2: 187-188. Czachorowski S., L. Pietrzak, 2004. Chruściki (Insecta: Trichoptera) Olsztyna i Złocieńca w północnej Polsce. W: P. Indykiewicz, T. Barczak (red.). Fauna miast Europy Środkowej 21. wieku. Wyd. LOGO, Bydgoszcz, s: 187-197. 
  • Czachorowski S., E. Serafin, 2004. The distribution and ecology of Hydropsyche bulgaromano-rum and Hydropsyche contubernalis (Trichoptera: Hydropsychidae) in Poland and Belarus. Lauterbornia, 50: 85-98. 
  • Czachorowski S., 2004 The last natural River of Eastern Europe? Caddisflies (Trichoptera) of the Neman River. Latvijas Entomologs, 41: 44-51. 
  • Czachorowski S., Małek J., 2004. Chruściki (Trichoptera) okolic Wzniesień Górowskich. Nowy Pam. Fizjogr., 3: 81-94. 
  • Pietrzak L., S. Czachorowski, 2004. Stopień zagrożenia Leptocerus interruptus (Fabricius, 1775) (Trichoptera: Leptoceridae) w Polsce. Wiad. Entomol., 23: 163-167. 
  • Czachorowski S., K. Piotrowska, 2006. Chruściki (Trichoptera) Doliny Narwi między Wizną a Łomżą – ekologiczna charakterystyka rozmieszczenia [Caddis flies in the Narew River’s Valley between Wizna and Łomża – an ecological characteristic of distribution]. Drozdowskie Zesz. Przyr., 3: 13-35. 
  • Czachorowski S., Veith M., 2006. Chruściki (Trichoptera) środkowego odcinka rzeki Łupawy. W: Sobisz Z. (red.) Różnorodność biologiczna, flora i fauna, bioindykacja, ochrona przyrody. Akademia Pomorska w Słupsku, Słupsk, str.: 69-73.
Rzeka Ełk, na ekspedycji naukowej ze studentami.


czwartek, 30 maja 2013

Elementy studenckiej ewaluacji

Różne są formy studenckiej ewaluacji. Najszybsza - to reakcja w czasie zajęć. Widać na sali wykładowej czy słuchają czy też brak kontaktu. W czasie ćwiczeń i zajęć seminaryjnych widać to po zaangażowaniu i udziale w dyskusji. W końcu w ostatnich latach, po zakończeniu zajęć, odbywają się anonimowe i ankietowe formy ewaluacji. Czasem elementem ewaluacji jest podziekowanie docierajace po latach, z dłuższej perspektywy zawodowej i edukacyjnej.

Jedną z form ewaluacji są różnorodne, mniej lub bardziej dowcipne, podziękowania na zakończenie projektów czy konferencji studenckich. Ewaluacja nie jedno ma imię...







sobota, 11 maja 2013

Od newslettera do bloga

Dawno, dawno temu ludzie ze sobą głównie rozmawiali. Wymagało to bezpośrednich kontaktów. Wiedza gromadzona była w głowie i w pamięci. Z czasem zaczęto pisać książki, stanowiące niejako podsumowanie i zebranie całej wiedzy na dany temat. Zbieranie danych do książki i samo jej pisanie zajmowało dużo czasu.

Pierwsza strona newslettera Aretuza, poświęconego
interdyscyplinarnym badaniom źródlisk.
Później naukowcy zaczęli pisać do siebie listy. Umożliwiło to dialog na odległość. Z czasem z listów powstały typowe czasopisma naukowe, relacjonujące pojedyncze odkrycia i obserwacje lub powstające hipotezy i teorie. Przyspieszyło i rozszerzyło to znacznie obieg informacji naukowych. A w konsekwecji przyspieszyło rozwój nauki i postęp technologiczy. Proces ten możliwy był dzięki taniej produkcji papieru i powszechmego wykorzystania prasy drukarskiej. Książki i podręczniki nadal były elementem podsumowującym i scalającym wiedzę. Książki zgromadzone w bibliotekach nadal były głównym i najważniejszym repozytorium wiedzy całej ludzkości.
Końcowa strona newslettera Aretuza, ze stopką redakcyjną.
Cykl wydawniczy czasopisma trwał wiele miesięcy (pamiętam ten proces z początków mojej pracy zawodowej). Napisanie na maszynie tekstu, wysłanie do redakcji, przekazanie do recenzji, przesłanie uwag recenzetów do autora, poprawki i uzupełnienia, ponowne przepisanie i wysłanie do redakcji, łamanie tekstu, drukowanie. W gorącym i stale przyspieszającym XX wieku ta solidna powolność stała się niewystraczająca. Zwłaszcza, że nauka stawała się coraz bardziej globalna i międzynarodowa. Naukowcy spotykali się na konferencjach i sympozjach, gdzie mogli na bieżąco wysłuchać referatów i obejrzeć postery, czyli zapoznać się z najnowszymi pracami kolegów po fachu. Między konferencjami komunikowali się poprzez stale rosnącą liczbę różnorodnych i coraz bardziej specjalistycznych czasopism naukowych: roczników, półroczników, kwartalników. Miesięczniki naukowe to niezwykła rzadkość i raczej odnoszą się do aspektów upowszechniania i popularyzacji wiedzy.

Wraz z pojawieniem się kserokopiarek powstały newslettery (głowna zaletą była szybkośc i częstość wydawnia). Mała poligrafia z kserokopiarką w tle otworzyła naukowcom nowy i jeszcze szybszy sposób komunikacji. Newslettery to mniej nobliwe czasopisma naukowe do szybkiej wymiany myśli i informacji. Ja po raz pierwszy spotkałem się z takim newsletterem w formie "Trichoptera Newsletter", wydawanego przez prof. Hansa Malicky'ego z Austrii, a przeznaczonego dla trichopterologów z całego świata (jest nas niewielu, może jakieś 300-400 osób na całym świecie). Były tam zamieszczane adresy naukowców, spisy najnowszych publikacji, informacje o konferencjach, spotkaniach, stażach oraz krótkie doniesienia. Czyli wszystko to, co niezbędne było do codziennej pracy i poszukiwań materiałów źródłowych. Z czasem ten newsletter zmienił się w typowe czasopismo - rocznik Braueria. Później korzystałem z newslettera bentologicznego DNO.
Pierwsza strone newslettera Trichopteron.

Ostatnia storna newslettera, ze stopką redakcyjną.
Sam również zainicjowałem i wydawełem kilka newsletterów, składanych już na komputerze i w prostych edytorach tekstu. Komputery jeszcze bardziej ułatwiły małą poligrafię. Wszystko, łącznie ze składem i wydrukiem, można było zrobić samemu w pokoju na uczelni. Najpierw był to newsletter informacyjny Regionalnego Centrum Edukacji Ekologicznej, potem już bardziej naukowa Aretuza, która poświęcona była interdyzcyplinarnym badaniom źródlisk Polski. Newsletter Aretuza służyl przygotowaniu konferencji i wydaniu monografii. Drugim, najdłużej wydawanym newsletterem naukowym, był Trichopteron, który z czasem przerodził się w newsletter międzynarodowy (poza wersją papierową był głownie udosteniany w wersji pdf na różnych stronach internetowych). W międzyczasie - w ramach współpracy z wydawnicwtem edukacyjnym, redagowałem newsletter dla nauczycieli - "Żołędziakowe ABC". Był to newsletter o dużym nakładzie i drukowany w drukarni a nie małej poligrafii na drukarce koputerowej i kserokopiarce. Był jeszcze newsletter rodziny - Czachorowiada -służący poszukiwaniom genealogicznym.

Upowszechnienie się internetu stworzyło zupełnie nowe możliwości. Tradycyjne listy zastąpione zostały szybką i tanią pocztą elektroniczną a robocza dysksuja naukowa zaczęła się systematycznie przenosić do internetu. Powstawały różnego rodzaju fora dyskusyjne (sam załozyłem dla chruścikarzy). Obecnie rozwijają się specjalistyczne portale społecznościowe. Nawet na Facebooku jest międzynarodowa grupa trichopterologów).

Internet przejmuje także rolę repozytoriów wiedzy. Przykładem jest Wkipedia (sam się tam udzialam, m.in tworząc hasła poświęcone chruścikom i hydrobiologii) i projekty pokrewne czy rodzimy portal Przyroda Warmii i Mazur, rozwijany przez olsztyński oddział PTTK (współtworzę treści przyrodnicze jako członek redakcji). Już nie jedna książka ale baza wiedzy. Naukowcy również wykorzystują te możliwości, tworząc specjalistyczne bazy danych i informacji. W odniesieniu do chruścików jest to np. Trichoptera World Checklist.

Moje newslettry, które redagowałem i wydawałem:
  •  „Biuletyn RCEE” w Olsztynie (9 numerów, 1997-99), 
  • „Aretuza” (5 numerów, 1997-99), 
  • „Żołędziakowe ABC” (2000-2001, 5 numerów, ISBN 83-7140-150-4),
  • "Czachorowiada" (cztery numery w 2002 roku)
  • „Trichopteron” (2002-2007, 24 numery, ISSN 1733-5558 ).
Newsletter rodu Czachorowskich, Czacharowskich i Ciachorowskich,
wywodzących się z mazowieckiego Cachorowa. 

Doskonalenie się technologii IT i coraz lepsze oprogranmowanie sprawiło, że i newslettery stały się przestarzałe. Jeszcze szybszym i wygodniejszym sposobem komunikacji naukowej stały się blogi, w tym blogi naukowe. Komunikacja naukowa coraz bardziej przenosi się do internetu. Coraz więcej czasopism nie tylko tworzy wydania elektroniczne ale niektóre rezygnują już całkowicie z wersji papierowej. Podobnie z książkami i e-bookami. Natomiast zupełnie nowym zjawiskiem są różnorodne internetowe  bazy wiedzy, stale uzupełniane i aktualizowane. Nie wiadomo jak te nowości liczyć w dorobku naukowym, bo nie mieszczą się w utartych schematach punktacji i wartościowania wkładu naukowego. Osobiście sądze jednak że zamiast dostosowywac swa aktywnosć do utartych schematów i dobrze nagradzanych, lepiej poszukiwać czegoś nowego i awangardowego. Nawet jeśli jest to kosztem bieżącej oceny zawodowej i kosztem awansu. Przecież głównym celem pracy naukowej jest nieustanne poszukiwanie i praca dla przyszłości. Dziś niezrozuiałe i poza schematami, jutro "na topie".

Po doświadczeniach z newsletterami ostanio przerzuciłem się na blogi naukowe. Świat zmienia się jednak tak szybko, iż nie wiem czy jest to ostatnie słowo czy też za kilka lat dyskusja naukowa nabierze zupełnie innego wymiaru i nośnika.

środa, 8 maja 2013

O tym jak nauczyłem się kreatywności

(W czasie zbiorowego malowania, zainicjowanego przez prof. Geno Małkowskiego, fot. W. Brudek http://www.olsztyn24.com/?)
W czasach nadmiaru i pośpiechu kreatywność jest w cenie, bo jest zagrożona i deficytowa. Natłok informacji i łatwy do nich dostęp, m.in. dzięki internetowi, sprawia, że ślizgamy się jedynie po powierzchni. Brakuje nam czasu na wyciszenie, kontemplację i rozwój kreatywności. 

Bez wątpienia kreatywność jest moją mocną stroną. Czasem przeszkadza, bo w głowie rodzi się zbyt dużo pomysłów, których potem nie jestem w stanie zrealizować (np. spisać w formie publikacji). Tylko w pracy zespołowej, te poczęte ale nie narodzone pomysły, mają szansę być zrealizowane...

Ja miałem to szczęście, że młodość przypadła na  biedne czasy. Zdecydowaną większość zabawek trzeba było wymyślić i zrobić sobie samodzielnie. Podobnie z zabawami. Nie było gotowych i pięknych opowieści w 3D czy gier komputerowych. Wakacje spędzałem na wsi. Tam też zabawek nie było. Ale można było robić zamki z gliny i osiedla lepiankowo-pueblowe nad rzeką, karabiny z patyka, bawić się w dom rzeczami ze złomu i budować domek na drzewie czy szałas z tataraku. Przyroda i "nuda" sprzyjała rozwojowi kreatywności.

(Z efektem mojej pracy - malowaną butelką. Zdjęcie powstało dla potrzeb jakiegoś wywiadu do prasy)
Już od przedszkola dużo rysowałem (tak jak większość dzieciaków), w zeszytach i na luźnych kartkach. Złożony rysunek, niczym wielowątkowy, jednostronicowy komiks czy panorama, powstawał stopniowo. Był jak współcześnie film przygodowy lub gra komputerowa. Tyle  że tworzony samodzielnie. W tamtym czasie w telewizji było dużo filmów wojennych, z Czterech Pancernych i Pies na czele. Było więc sporo rozwijających się w czasie rysunków z frontu, z czołgami, wybuchami. Zabawą było rysowanie, czasem ołówkiem czasem kredkami. Potem ludzików zastępowały myszki i szczurki, czyli były to fantazyjne wojny światów i wymyślanie zupełnie nowych cywilizacji, inspirowanych przyrodą. Teraz mamy gotowe gry komputerowe z postaciami i fabułą wymyśloną do końca. Gotowe do konsumpcji ale nie do kreatywności i nie do tworzenia własnych światów.

Moja mama była krawcową. Była więc w domu kalka techniczna. Tworzyliśmy nowe postacie - odkalkowane postacie z książek (np. rycerze z podręczników do historii), potem ich kolorowanie kredkami. Bardzo dużo pracy i czasu na przygotowanie zabawek. Ale zabawą było tworzenie a nie tylko wykorzystywanie do zabaw. Potem wycinaliśmy takie figurki i bawiliśmy się, tak jak obecnie młodzi ludzie bawią się żołnierzykami czy w najróżniejszych grach komputerowych różnorodnymi wirtualnymi postaciami. Wtedy musieliśmy wymyślić sobie zarówno postacie jak i historie. Po latach uświadamiam sobie, że w ten sposób ćwiczyłem wyobraźnię, umiejętność rysowania oraz tworzenie historii (opowiadanie). Inspiracją do zabaw i tworzenia postaci były książki. Lektura rozwija myślenie abstrakcyjne i wymaga skupienia, odizolowania się od świata, wewnętrznego wyciszenia. To sprzyja kreatywności.
(Malowanie na szkle i akcja z białym sznureczniem - stop narzekaniu)

Chyba w liceum zacząłem swoje pierwsze poważniejsze próby z rysowaniem i malowaniem sztalugowym. Chodziłem do ZOO by tam szkicować zwierzęta. Trafiłem do domu kultury, gdzie nauczyłem się podstaw warsztatu malarskiego. Tak powstały moje pierwsze obrazy olejne. W czasach licealnych pisałem wiersze. Stylistycznie podążając za epokami i utworami "przerabianymi" na lekcjach z języka polskiego. W liceum był i szkolny kabaret, szkolna gazetka ścienna. Były to pierwsze poważniejsze próby tworzenia, łącznie z debiutem w Szpilkach.

Wyćwiczona ręka i umiejętność rysunku bardzo przydawały się zarówno w klasie biologiczno-chemicznej jak i na studiach biologicznych. Bo biolog notuje rysując. Teraz oczywiście jest dużo łatwiej - bo szybko można zrobić zdjęcie, także i spod mikroskopu. Łatwo i szybko, ale mniej rozwija kreatywność.

(Malowanie smoków w Ornecie, technika uproszczonego batiku)

W czasie studiów kreatywność rozwijałem nieświadomie i przy okazji udzielając się w wolontariacie w studenckim Radiu Emitor, Klubie Docent itd. Na początku pracy zawodowej poszedłem na kurs szybkiego czytania Mind-Maping. Poza umiejętnością szybkiego czytania najważniejszym efektem było dalsze ćwiczenie kreatywności. 


(wspólne malowanie na olsztyńskim rynku)
Przed kilku laty wróciłem do malowania. Tym razem na szkle. Łącząc to z filozofią recyklingu i przywracania rzeczom wyrzuconym wartości i piękna. Łączyłem dydaktykę z własna ekspresją. Odkrywałem, że człowiek lubi tworzyć, nawet jeśli są to tylko pierogi czy kapuśniak lub skopana grządka w gródku.


(Decoupage w Lamkowie - w roli ucznia)
Naukowiec ze swej natury musi być kreatywny. A uprawianie prawdziwej nauki wiąże się z ćwiczeniem kreatywności. Potrzeba tylko odrobiny wyciszenia i co jakiś czas "suszenia sieci". Rozmyślanie nad zebranymi danymi, pisanie publikacji, esejów, częste wykłady i referaty dla różnego grona odbiorców, nieustannie ćwiczą w wyszukiwaniu relacji między różnymi elementami, wyszukiwani podobieństw, ćwiczą w uogólnianiu i syntetyzowaniu. 

Na dodatek jestem ekologiem. Paradygmat ekologiczny to dostrzeżenie kontekstowości i relacji między różnymi elementami. Wszystko ze wszystkim i wszystko ze wszystkiego. To połączenie paradygmatu ekologicznego i ewolucyjnego. Kreatywność sprzyja badaniom naukowym, a badania naukowe i dyskusja sprzyja kreatywności. 

Kolejnym ćwiczeniem kreatywności były staże w przedsiębiorstwach i współpraca z szeroko rozumianą gospodarką.

(spotkanie w Collegium Copernicanum, fot. Z. Wojciechowska)


sobota, 4 maja 2013

Nietypowa popularyzacja czyli w roli bohatera książki


Przyzwyczaiłem się do tego, że to ja piszę o wynikach badań (prace naukowe, pupularyzacja) czy w publicystyce o innych ludziach i o wydarzeniach. Do niedawna pisanie o mnie kojarzyłem jedynie z informacjami w różnych informatorach czy z informacjami o autorach, zamieszczanymi przy okazji publikacji. Jednak za sprawą Katarzyny Enerlich, mrągowskiej pisarki, sam posłużyłem jako tworzywo artystyczne. Zostałem pierwowzorem postaci w jej książkach: "Prowincja pełna słońca", "Prowincja pełna smaków".



Jak został Wojtek entomologiem? Kontakt i współpraca z panią Enerlich stały się okazją do bardzo nietypowej popularyzacji nauki. W postać leśnika, bohatera jej książek, wplecione zostały cechy entomologa i naukowca z UWM w Olsztynie. W zupełnie nietypowych okolicznościach beletrystyki przemycone zostały fragmenty opowieści o owadach, o pracy naukowej, ba nawet o dylematach nauki. Pani Enerlich wykorzystała (za moją zgodą i wiedzą) niewielkie fragmenty, zamieszczane na moim blogu. W taki to zupełnie nietypowy sposób upowszechnianie wiedzy nabrało dla mnie zupełnie niezwykłego i niecodzinnego wymiaru.





Z Gazety Olsztyńskiej, dodatek Olsztyn Dzień po Dniu, 17 maja 2013 r.


środa, 1 maja 2013

Pamiątki współpracy z nauczycielami


W ciągu dotychczasowej pracy akademickiej, cały czas utrzymuję aktywny kontakt z nauczycielami i ze szkołami różnego szczebla. Były i są to wykłady gościnne, udział w szkolnych projektach, zielonych szkołach, udział w różnych konkursach wiedzy przyrodniczej czy zajęciach na kursach dokształcających i studiach podyplomowych dla nauczycieli.

Dzięki temu kontaktowi na bieżąco jestem zorientowany w problemach i wyzwaniach edukacji na różnym szczeblu. Rozumiem potrzeby i łatwiej jest przygotowywać mi sensowną ofertę wsparcia metodycznego i naukowego. Łatwiej w końcu jest mi kształcić studentów i słuchaczy studiów podyplomowych, bo wiem z jakimi wyzwaniami przyjdzie im się zmierzyć w codzinej pracy. 

Dołączone, jako ilustracja, dyplomiki są tylko przykładem i swoistą pamiątką, ułatwiającą wspominanie. Refleksyjne wspominanie.